Bitwy morskie fetysz linii
czasie pierwszych bitew okręty żaglowe wchodziły do boju w sposób nieuporządkowany (co wiązało się z brakiem odpowiednicEdytujh ćwiczeń i trudnościami w przekazywaniu rozkazów) lub w najlepszym wypadku stosując szyki „orła” czy „roju”, w jakich walczyły floty wiosłowe. Systematyczne zwiększanie roli artylerii spowodowało opracowanie takich zasad taktycznych, które pozwoliłyby wykorzystać w największym stopniu ogień posiadanych armat. Autorami rozwiązań przyjętych następnie i w innych flotach byli Anglicy.
Inicjatorem zmian stał się Robert Blake, jeden z najwybitniejszych admirałów w historii Royal Navy. Podległy mu oficer, kpt. Gibson, stwierdzał, iż w bitwie stoczonej pod Dover w 1652 r.„reszta jego floty żeglowała z wiatrem, pozostawiając pierwsze miejsce w szyku generałowi’. Z doświadczenia tego Blake starał się uczynić regułę podchwyconą następnie przez jego sukcesorów. Kolejny zwierzchnik marynarki angielskiej, Jakub książę Yorku, wydał w 1665 r. „Instrukcję walki” , określającą obowiązki i zachowanie dowódców okrętów w każdej sytuacji. Jako naczelne zadanie nakazał w niej zachowywanie szyku liniowego. Dzięki zastosowaniu tej innowacji odniósł świetne zwycięstwo pod Lowestoft
Nowa taktyka wywołała początkowo zażarte dyskusje. Księcia Yorku wspierał swym autorytetem William Penn, uznawany za najwybitniejszego żeglarza epoki. Przeciwko nim opowiedzieli się z całym zapałem równie doświadczeni admirałowie — książę Rupert oraz George Monck hrabia Albemarle. Twierdzili, iż w czasie bitwy należy jak najszybciej doprowadzić do przełamania ugrupowania nieprzyjacielskiego i bezpośrednich pojedynków poszczególnych okrętów. Od francuskiego określenia melee oznaczającego zamieszanie bitewne zwano ich meleistami. Ostatecznie w sporze zwyciężyli jednak „formaliści”. Propagowany przez nich sposób walki umożliwiał bowiem prowadzenie ognia za pomocą niemal połowy posiadanej artylerii (działa w lwiej części umieszczano wzdłuż burt), chroniąc jednocześnie jednostki od najsłabszych stron — dziobu i rufy.
Szyk liniowy miał również swoje wady. Ponieważ za najdogodniejszą pozycję do ataku uznawano nawietrzną (od strony wiatru), bitwy morskie poprzedzały często wielogodzinne, a nawet wielodniowe manewry, których jedynym celem było jej osiągnięcie. Wymagało to oczywiście doskonałego wyszkolenia i zgrania załóg, co można było uzyskać jedynie poprzez mozolne i długotrwałe ćwiczenia. Równie ważne było utrzymywanie nienagannego szyku w czasie bitwy, gdyż wypadnięcie z linii jednego tylko okrętu stwarzało niebezpieczną wyrwę, przez którą mógł się przedrzeć przeciwnik. Rezultatem stał się taktyczny dogmatyzm, prowadzący do tego, iż środek — szyk — przesłonił cel, jakim winno być pobicie przeciwnika. Pochodną tego zjawiska stała się doktryna sformułowana w 1690 r. przez adm. Arthura Herberta. W czasie wojny toczonej podówczas z Francją, w warunkach przewagi liczebnej nieprzyjaciela, skonstatował on, iż flotę należy utrzymywać w gotowości, aby paraliżowała zamierzenia wroga samą swą obecnością.
Dalsze doświadczenia taktyczne przyniosła wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych w latach 1778-1783, a zwłaszcza działania najwybitniejszych uczestniczących w niej admirałów — Anglika Rodneya i Francuza Pierre’a Andre de Suffrena. Pierwszy z nich odniósł dwa wielkie zwycięstwa: w bitwie pościgowej pod Saint Vincent (1780) oraz — toczonej wedle zasad taktyki liniowej, wzbogaconej jednak o manewr polegający na przełamaniu szyku przeciwnika — koło Saintes (1782). Suffren, jego rywal, w trakcie sławnej kampanii indyjskiej (1781-1783) starał się zerwać z obowiązującymi schematami, które krępowały swobodę działania innych francuskich dowódców, co miał możność zaobserwować osobiście w czasie pierwszego etapu wojny. Idea Suffrena, nigdy niezrealizowana w pełni z winy podwładnych, polegała na skoncentrowaniu większości posiadanych okrętów przeciwko wybranej eskadrze nieprzyjacielskiej. Wprowadzenie nowych metod walki wymagało swobodnego manewrowania całymi flotami i sprawnego rozkazodawstwa.
Tworzenie stałych flot wojennych przez główne państwa morskie w XVII w. stanowiło ogromny wysiłek zarówno organizacyjny, jak i ekonomiczny. Kwestię rekrutacji rozwiązywano na najrozmaitsze sposoby — od obowiązkowej służby mieszkańców nadmorskich prowincji, poprzez mustrowanie majtków ze statków handlowych i przymusowe branki. Osobnym problemem było werbowanie i kształcenie kadry oficerskiej. Obok wprowadzenia stałych stopni i ich zhierarchizowania, w związku z konieczną znajomością geometrii i algebry, zaczęto otwierać specjalne szkoły dla podchorążych. Przełomowym rozwiązaniem stała się decyzja angielskiej Admiralicji, która w 1699 r., a więc w okresie pokojowym, zdecydowała się ostatecznie, po wcześniejszych próbach, wziąć na stały żołd w wysokości połowy normalnej gaży (tzw. półpensja, halfpay) pewną liczbę pozostających bez określonego przydziału oficerów, tworząc w ten sposób zalążek korpusu rezerwowego floty. Okrętownictwo stało się w państwach morskich jedną z głównych dziedzin wytwórczości z racji środków i surowców, jakie pochłaniała marynarka. Do budowy dużego liniowca zużywano przykładowo 3550 m3 drewna, 106 km lin, tysiące metrów kwadratowych konopnych płócien na żagle, wreszcie setki ton żelaza na armaty, kule i kotwice. Do tego dodać należy żywność konieczną dla zaprowiantowania załóg. W istocie więc floty z jednej strony żywiły tysiące ludzi zajmujących się ich obsługą, ale z drugiej — rujnowały państwowe skarbce.